Strefa Czystego Transportu w Krakowie – gdzie tkwi źródło absurdu?

W 2022 roku Rada Miasta Krakowa postanowiła utworzyć tzw. Strefę Czystego Transportu w granicach administracyjnych miasta. Zgodnie z uchwałą, SCT miała zacząć obowiązywać od 1 lipca 2024 roku. Do obecnej sytuacji prawnej najlepiej pasuje słowo „miała” ponieważ do dzisiaj nie wiadomo, czy „strefa czystego absurdu” zostanie wprowadzona. Nadal liczymy na to, że nie dojdzie do tak rewolucyjnego ograniczenia wolności i prawa własności uderzającego w mieszkańców Krakowa i w osoby przyjeżdżające do miasta samochodami…

Twórcy nienormalnego przepisu prawa wszelkie winy przypisują uparcie samochodom, nie widząc samolotów rokrocznie transportujących miliony pasażerów nad Krakowem, do drugiego w kraju portu lotniczego, który w maju przyjął milion pasażerów. No cóż… widocznie według poprawnych politycznie ekologów samoloty latają na ekologicznym paliwie, a samochody to wróg prawdziwy, są bowiem własnością zwykłych ludzi a nie korporacji lotniczych.

Na początku czerwca wciąż liczymy, że wyrok na własność prywatną i cięcie prawa do dysponowania własnością zostaną odroczone na kolejnych kilka miesięcy. Aby lepiej zrozumieć obecną sytuację, warto odpowiedzieć na pytanie, skąd w ogóle wzięła się idea tzw. strefy czystego transportu i dlaczego rzekomo „musi” powstać, uprzykrzając przy tym życie setkom tysięcy ludzi.

 
Udawana ekologia i biurokratyczne zapędy

Pierwszym i najważniejszym powodem, dla którego powstaje SCT, jest szaleństwo, które powstaje w umysłach polityków i biurokratów struktur Unii Europejskiej i ich wiernych naśladowców w krajach członkowskich. Tzw. strefy czystego transportu są jednym z wielu elementów unijnych programów wdrażanych oficjalnie pod pretekstem walki z zanieczyszczeniem powietrza i przede wszystkim tzw. walki z ociepleniem klimatu. Na ten temat w Europie i w świecie zorganizowano już chyba setki konferencji, na które „współcześni zbawiciele” często zlatują się prywatnymi odrzutowcami… bo tak jest bardziej ekologicznie (!). Sarkazm tych słów, zrodzony z absurdów wymyślanych w gabinetach neomarksistowskich ideologów, którzy wyprali umysły decydentów w UE z logiki, jest wyrazem troski o przyszłość Europy. Europy staczającej się na polu konkurencyjności ekonomicznej, wrogiej rozwojowi przedsiębiorczości i mnożącej bariery prawne wobec obywateli krajów członkowskich. Walka z samochodami to tylko jedno z kół młyńskich uruchomionych w celu zmielenia wolności i praw zwykłego człowieka. Uchwalane w Polsce strefy czystego absurdu to przejaw uległości elit politycznych wobec nadawanych odgórnie trendów i mód. Dzisiaj auta, a jutro…?

 
Tak ratować żeby zniszczyć

W swoich planach UE zamierza do 2050 roku całkowicie przejść na odnawialne źródła energii, co w brukselskim slangu określa się jako neutralność klimatyczna. Ratowanie klimatu brzmi bardzo ładnie, jeżeli nie zagłębimy się w szczegóły. A tam grozi nam poważne ograniczenie naszej wolności i zubożenie. Nie trzeba być znawcą ekonomii, żeby prognozować drożyznę w związku z wzrostem cen nośników energii, niezbędnej w każdym sektorze gospodarki. Tak jak nie trzeba być tuzem intelektu, aby spodziewać się wzrostu cen żywności po doprowadzeniu europejskiego rolnictwa do upadku. Żywności z Ameryki Południowej, Afryki czy z Ukrainy nie będzie sprowadzał „przeciętny Kowalski”. Tenże Kowalski będzie zdany na łaskę i niełaskę monopoli handlowych i transportowych, a one nie są organizacjami charytatywnymi tylko organizacjami dającymi swoim właścicielom zyski. Im większe, tym lepsze. Dla właścicieli oczywiście, ale już nie dla konsumentów.

Wizja społeczeństwa EUropejskiego, wyzbytego z własności, siedzącego w kieszeniach banków, państwa i podmiotów samorządowych (jak najemcy mieszkań komunalnych w Wiedniu) jest coraz bliższa. Jednym z zagrożeń przybliżających neokomunistyczną wizję „europejskiego zielono-czerwonego ładu” jest kosztowna termomodernizacja domów, której opłacenie dla większości Polaków będzie uwiązaniem sobie kamienia kredytowego u szyi. Jednych za chwilę nie będzie stać na utrzymanie swoich mieszkań, a młodych ludzi nie będzie stać na zakup nowych mieszkań. Pozoranckie ratowanie klimatu doprowadzi do stagnacji gospodarczej na skalę nieporównywalnie większą niż administracyjne zamknięcie gospodarek z powodu Covid-19. W czasie tzw. pandemii tak ratowano zdrowie ludzi zainfekowanych „kowidem”, że tysiące umarły z braku dostępu do usług służby zdrowia i na przykład ciągłego odraczania wizyt lekarskich czy operacji. W antykowidowej akcji ratowniczej ofiary były liczone w tysiące, skutki wygaszania gospodarek krajów UE dotkną miliony.

 
„Neutralne” czyli dolegliwe

„Neutralność klimatyczna” to więc nie tylko całkowite przejście na odnawialne źródła energii, ale również wyeliminowanie pyłów i gazów wytwarzanych przez człowieka w jego prywatnych zasobach – firmie, domu, gospodarstwie rolnym. W myśleniu (?) ideologów z Brukseli, Berlina i Paryża wkład w tworzenie „śladu węglowego” będzie bardziej karany niż niejedno przestępstwo. Już dzisiaj w samorządach działa system denuncjacji obywatelskiej – dający możliwość anonimowego zgłoszenia sąsiada za palenie nie takim nośnikiem energii, jaki nakazują przepisy tworzone na poziomie województwa. W budowanie struktur kontroli nad obywatelem obligatoryjnie zostały już włączone samorządy – gmin i województw. Im dalej od obywatela, tym mniejsza kontrola władzy przez społeczeństwo. I dlatego też w wojewódzkich planach ochrony powietrza łatwiej jest przeforsować przepisy o konieczności tworzenia tzw. stref czystego transportu czy ograniczenia w korzystaniu z drewna w kominkach. Na fali zachłyśnięcia się tworzeniem nakazów i zakazów uderzono więc i w właścicieli samochodów prywatnych – utrapienie lewicowych ideologów, marzących o powrocie do monopoli transportowych. Za komuny państwowych, dzisiaj państwowych i korporacyjnych, działających pod szyldami firm międzynarodowych.

Kto nie podda się machinie niby-ekologów lub chociażby stara się jakoś wskazać na nieracjonalność unijnych przepisów zaraz dostaje brukselską pałką w głowę.

Miedzy innymi dlatego, kiedy rząd Zjednoczonej Prawicy starał się otrzymać unijne środki z KPO, władze UE wśród żądań przedstawiły również wprowadzenie zmian w ustawie o elektromobilności i utworzenie stref czystego transportu we wszystkich największych polskich miastach. Żeby było neutralnie klimatycznie ktoś musi ponieść ofiarę. I najlepiej, żeby ofiara jeszcze uwierzyła, że ciosy pałką mają służyć dla jej dobra.

 
O co tu chodzi?

Należy jednak wspomnieć, że działania Unii nie są motywowane tylko oficjalną troską o klimat. Europa nie wytwarza przecież aż tak ogromnych ilości szkodliwych gazów, aby te wpłynęły na atmosferę naszej planety. Tak samo, jeżeli tylko UE będzie wprowadzać tak poważne ograniczenia, a inne kraje, takie jak Chiny czy Indie nadal będą rozwijać przemysł, to polityka unijna nic nie zmieni, poza drastycznym regresem ekonomii państw członkowskich. Coraz bardziej widoczne jest, że eurokraci mają właśnie taki swój cel.

Przypomnijmy, że zakładana przez chrześcijańskich demokratów wspólnota europejskich państw od początku infiltrowana była przez ideologię marksistowską. W ten sposób idea luźnej współpracy gospodarczej niezależnych i równych sobie państw, szybko została zastąpiona dążeniem do utworzenia unijnej federacji, a następnie europejskiego superpaństwa. Nie musimy chyba tłumaczyć, kto w takim przypadku posiadałby największą władzę, dzięki swojemu potencjałowi gospodarczemu i demograficznemu.

– Kto nie czytał, nie zgadnie, kogo Komisja Europejska w oficjalnym dokumencie ogłosiła pomysłodawcą integracji. Otóż nie był to Robert Schuman ani żaden z konserwatywnych ojców założycieli, ani Jean Monnet; z drugiej strony nie był to też – na przykład – kosmopolityczny japońsko-austriacki hrabia Richard Coudenhove-Kalergi, którego rozciągająca się od Portugalii po Polskę „Paneuropa” była wizją bardziej akademicką niż polityczną, ale która – jak mi się wydaje – pod wieloma względami była bardziej zbliżona do dzisiejszej Unii Europejskiej niż pierwotna koncepcja Monneta i Schumana. W Białej księdze żadna z tych osób nie jest wymieniona (jedynie jedno krótkie zdanie Schumana przytoczono jako motto całości), a za źródło idei integracji uznano Manifest z Ventotene napisany w latach II wojny światowej przez dwóch włoskich komunistów, Altiera Spinellego i Ernesta Rossiego – czytamy w napisanym przez Dariusza Lipińskiego artykule pt. „Rewolucjonista Altiero Spinelli promowany na nowego ojca-założyciela Unii Europejskiej”, opublikowanym na portalu „Wszystko co najważniejsze”.

(link: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/dariusz-lipinski-spinelli/ )

 
Renesans komunizmu pod szyldem ekologizmu

Wolta ideologiczna, nabierająca tempa w lewackich i libertyńskich sferach UE, ma służyć nie tyle budowaniu silnej Europy, co Europy totalnie zniewalającej swoich mieszkańców. A co kryje się pod pojęciem Manifestu z Ventotene, napisanym przez Altiera Spinellego i Ernesto Rossiego? O tym czytamy m.in. na portalu „wGospodarce.pl”, w artykule wyjaśniającym, jaką wizję Europy mają ci dwaj komuniści, szukający recepty na powojenną Europę połowy XX wieku, do których jawnie odwołują się liczni liderzy polityczni Unii Europejskiej.

– Jedynym antidotum jest ich zdaniem budowa organizmu ponadpaństwowego, ponadnarodowego. Stanów Zjednoczonych Europy. Niezbędnym krokiem ku temu ma być wszecheuropejska rewolucja socjalistyczna, która ostatecznie obali stary ład i jego filary, takie jak kapitalizm czy Kościół Katolicki. Ruch postępowy, który do niej doprowadzi i który przejmie na jej skutek władze, ma składać się z osób, które kwestionują stary porządek i które są gotowe na współpracę z komunistami, liberałami czy demokratami, nie przyjmując jednak ich praktyki politycznej. Jednym z celów rewolucji będzie zniesienie własności prywatnej. Autorzy uważają jednak, że nie może być pryncypialne. Zamiast tego proponują więc nacjonalizację tych firm, które są na tyle duże, że mogą wpływać na rządy lub mają szczególne znaczenie dla ludności (np. firmy energetyczne). Podczas rewolucji powinno się również odebrać własność – zarówno pieniądze jak i np. ziemię rolną – klasom posiadającym, które często weszły w jej posiadanie na skutek dziedziczenia. Następnie pozyskane w ten sposób środki należy rozdzielić zgodnie z zasadami równości, tym samym eliminując klasy posiadające i poprawiając jakość życia klasy robotniczej. Należy także znieść konkordaty i usunąć wpływ Kościoła na państwa. Ostatecznym celem tej rewolucji ma być jednak nie poprawa losu robotników a budowa Unii Europejskiej. Organizmu, w którym poszczególne państwa zostaną ograniczone do roli prowincji o bliżej nieokreślonej autonomii – pisze Wiktor Młynarz na portalu „wGospodarce.pl”. 

(link: https://wgospodarce.pl/informacje/62431-ordo-iuris-odkrywa-komunistyczne-korzenie-unii-europejskiej )

Czyli dzisiejsza rewolucja „ekologiczna” to jedna z cegieł w murze neokomunistycznej wizji Europy, w której ma nie być miejsca dla własności prywatnej. Wiadomo – właściciel prywatnej firmy czy prywatnego auta może ośmielić się na przykład skrytykować fiskalną pazerność biurokracji albo bez limitu wyjeżdżać na wczasy za granicę, zamiast skorzystać z monopoli i karteli kolejowych czy turystycznych. A dla dobra klimatu przecież powinien z tego zrezygnować! Jeśli tego zwykły obywatel nie rozumie, tym gorzej dla niego.

W „strefach czystego transportu” nie chodzi więc o czyste powietrze tylko o nadanie kolejnych kompetencji władzy – prawa do kontroli właścicieli samochodów przez tysiące kamer i zezwoleń. Ekologia nie ma z tym nic wspólnego, bo – jak przytoczono wcześniej – z samolotami nad miastami objętymi tzw. SCT nikt nie zamierza walczyć. Przynajmniej na razie…

 
Unijny gmach totalnej kontroli

Kierunków wchodzenia „na rympał” przez biurokrację UE i państwową w sferę prywatności jest wiele. Jednym z etapów jawnego dążenia do tego były traktaty unijne, kolejno w Maastricht i Lizbonie, które najpierw zobowiązały kraje członkowskie do przyjęcia wspólnej waluty, zaś władze unijne do utworzenia jednego organizmu państwowego. Kolejne projekty, takie jak „Fit for 55” czy „Zielony Ład”, mają już za zadanie zniewolić nas, poprzez zabranie samochodu, ograniczenie możliwości podróżowania, regulacje dotyczące podstawowych zachowań (odgórnie ustalana dieta) czy pomysły na limitowanie zakupów odzieży. W końcu w tym pociągu szaleństwa jest i wspomniana już termomodernizacja, która sprawi, że większość ludzi skazana będzie na wynajem mieszkań lub uzależnienie się od banków i ich kredytów na całe życie.

Niestety, poprzedni rząd zgodził się na żądania UE i przyjął nowelizację ustawy z 2018 roku o elektromobilności i paliwach alternatywnych. Co na temat SCT mówiła ta ustawa? Dokument pozwala gminom na tworzenie stref czystego transportu w celu ograniczenia emisji zanieczyszczeń. Jednocześnie samorządy są zmuszane do zapewnienia udziału autobusów zeroemisyjnych w komunikacji miejskiej na poziomie co najmniej 5% od 2021 r., 10% od 2023 r., 20% od 2025 r., i 30% od 2028 r. Tu warto zauważyć, że dotowane firmy komunalne lub duże korporacje mające otwarte drzwi do unijnych dotacji w wielu miejscach już wyparły prywatnych przewoźników. „Niedobrzy prywaciarze – przewoźnicy” najpierw dostali prawym sierpowym w ramach administracyjnych obostrzeń antykowidowych, teraz już przyjmują razy za sprawą niemożności zakupów drogich autobusów „zeroemisyjnych”.

Nadany odgórnym prawem mechanizm kontrolny nad rodzajem środków transportu dopuszczonych do wjazdu do miast to tylko „kropka nad i” w wyrzucaniu z obiegu gospodarczego pojedynczych firm, działających jako firmy rodzinne lub jednoosobowe działalności gospodarcze.

 
Samorząd czy samowolka?

Ustawa z 2018 roku o elektromobilności i paliwach alternatywnych przewiduje ponadto możliwość pobierania za wjazd do SCT opłat, które stanowią dochód gminy, oraz oznaczanie pojazdów mogących wjeżdżać do strefy specjalnymi nalepkami lub plakietkami. Z pewnością niektóre samorządy nie byłyby zbyt chętne do wprowadzania SCT, szczególnie w mniejszych miastach. „Na szczęście” to też przewidzieli ustawodawcy, zobowiązując gminy do raportowania rządowi na temat postępów w rozwoju samej strefy i całej elektromobilności.

Kolejnym dokumentem, który stał się podstawą prawną do utworzenia „pionierskiej” SCT w Krakowie, jest uchwała Sejmiku Województwa Małopolskiego z września 2020 roku, wprowadzająca Program Ochrony Powietrza dla Województwa Małopolskiego. W programie tym autorzy wskazali, że ruch samochodowy w skali całego województwa odpowiada za około: 4% emisji PM10 i 3% emisji PM2,5. Jednak zapewne to poziom emisji NOx, który wynosi 44% sprawił, że radni sejmiku uznali transport drogowy za niezwykle niebezpieczny dla środowiska i postanowili go w tak drastyczny sposób ograniczyć. W ramach obowiązkowych zadań dla władz Krakowa znalazło się:

– utworzenie SCT;

– przygotowanie i wdrożenie przez miasto Kraków do 31 grudnia 2027 roku systemu monitorowania emisji z transportu, pozwalającego na bieżący monitoring wpływu ruchu drogowego na jakość powietrza;

– wprowadzenie do 31 grudnia 2025 roku stref „Tempo-30” na wybranych odcinkach dróg wewnątrz III obwodnicy miasta.

Tym samym nakreślono podstawy prawne pod uchwałę Rady Miasta Krakowa z dnia 23 listopada 2022 r. w sprawie ustanowienia „strefy” na terenie miasta. Trzeba przy tym pamiętać, że sejmik w żadnej mierze nie określił stopnia restrykcyjności dostępu do „strefy”. Równie dobrze mogłaby ona zostać wprowadzona np. na obszarze Rynku Głównego i przylegających do niego ulic.

W całej tej układance prawnej zastanawia fakt, że nikt nie zadał sobie pytanie o to, czy w polskiej konstrukcji prawa samorządowego samorząd wojewódzki ma prawo coś nakazywać samorządowi miasta na prawach powiatu (gminie i powiatowi zarazem), jakim jest Kraków. Czy radni Rady Miasta Krakowa chcieliby, żeby małopolski sejmik za chwilę nakazał im wykonywanie innych zadań z budżetu miasta według widzimisię sejmiku? Zastanawiające, dlaczego w tej sprawie miejscy rajcy stulili uszy i posłuchali polecenia radnych sejmikowych? Czy w ten sposób godzą się na kolejne odbieranie im kompetencji samorządowych?

 
Jaka strefa? Przeciw komu strefa?

Wyżej przywołane przepisy nie wskazują jakiej wielkości powinna być SCT, a ponadto pozwalają stworzyć strefę, która będzie istnieć tylko przez kilka lat, ale nie mniej niż 5. Włodarze podwawelskiego grodu postanowili nie korzystać z wersji łagodniejszej dla mieszkańców i postawili na wprowadzenie w życie strefy najbardziej restrykcyjnej w Polsce, a wydaje się, że i w Europie.

Żadne miasto do tej pory nie ustanowiło tak radykalnych ograniczeń dla starszych samochodów na całym swoim obszarze, jednocześnie, wręcz z marszu, zmuszając swoich mieszkańców do wymiany samochodów na nowsze. Od 2026 roku do krakowskiej strefy będą mogły wjeżdżać jedynie samochody na benzynę z normą Euro 4 i auta z silnikiem Diesla z normą Euro 6.

Polityków krakowskich nie interesuje to, że wyższe normy Euro wcale nie oznaczają mniejszego spalania i wytwarzania pyłów. Nie patrzą również na badania, które jasno wskazują, że to nie samochody są problemem i twórcami smogu. Przypisywanie okolicy Krakowa win za emisję pyłów w porze zimowej jest również bardziej publicystyką, bo trudno zmierzyć, jaki udział w składzie powietrza nad Krakowem ma chociażby okręg katowicki czy czeskie zagłębie ostrawsko – karwińskie.

Warto więc zadać forsującym SCT pytanie – czy są skłonni do otwartej debaty na argumenty czy może chcą tylko ideologicznego szumu i medialnego splendoru przy przypinaniu sobie orderów „obrońców czystego powietrza”?

 
Co dalej z tzw. strefą czystego transportu w Krakowie?

Chociaż 11 stycznia 2024 roku uchwała Rady Miasta Krakowa ustanawiająca SCT została unieważniona przez Wojewódzki Sąd Administracyjny w Krakowie, nadal nie wiadomo, jaki jest dokładny status tzw. strefy czystego transportu w Krakowie. Już teraz nowi włodarze miasta zapowiedzieli, że 1 lipca jest datą nierealną, a sama uchwała musi zostać zmieniona. Mimo zapowiedzi nie znamy projektu nowej wersji uchwały więc znów mamy tylko rzucane do mediów słowa, a merytoryki permanentny deficyt.

Trudno powiedzieć, w którą stronę zostanie wykonany najbliższy ruch władz samorządowych. Czy będą to ustępstwa dla mieszkańców, czy też zaostrzenie poprzednich przepisów, ponieważ prezydent Aleksander Miszalski wyraził chęć zmiany, nie zdradzając szczegółów. Do 1 lipca został niecały miesiąc, a w tym czasie rada miasta będzie obradować tylko dwa razy. Czy więc nowe władze spełnią swoją obietnicę, czy też oszukają mieszkańców i pójdą starym torem siłowo wprowadzając rewolucyjne zmiany, licząc na to, że społeczeństwo powoli przywyknie do kolejnego ograniczenia praw i wolności?

Pewne jest, że obudzonego ruchu społecznego sprzeciwu nie wolno uśpić, bo przegramy z zasilaną naszymi podatkami machiną biurokracji, które pod płaszczykiem walki z klimatem chce wprowadzić zmiany odbierające podmiotowość obywatelom.

Źródło tego absurdu tkwi bowiem właśnie w dalekosiężnym celu – celu nakreślonym przez komunistycznych ideologów gloryfikowanych obecnie w UE. Nie na darmo przecież w elitach UE utworzono Grupę Spinelli, która przygotowała manifest ideowy, ponownie deklarujący przekształcenie Unii w zgodzie z wizją Spinelliego. Na brukselskich salonach idee włoskiego komunisty są na tyle żywe po niemal 80 latach od ich wyartykułowania, że jeden z głównych gmachów Parlamentu Europejskiego został nazwany na cześć włoskiego komunisty, a pierwotna wizja współpracy europejskiej niewiele ma wspólnego z tym, jak widzieli ją chadeccy politycy w połowie XX wieku.

Twoje auto nie wjedzie do „strefy”?
Nowe przepisy uderzą w Ciebie, Twoich bliskich lub firmę?

Napisz do nas – pomagamy osobom poszkodowanym szkodliwymi przepisami:

Wesprzyj naszą działalność

Ruch Społeczny „Nie Oddamy Miasta” chce normalności, sprzeciwia się łamaniu praw obywatelskich, niszczeniu wolności działalności gospodarczej i rozpadowi więzi społecznych.

Nasza działalność jest możliwa tylko dzięki darczyńcom.

Każdy datek wpłacany na rzecz Ruchu przeznaczamy na: 

  • kampanię informacyjną w przestrzeni internetowej, ujawniającą faktyczne regulacje i drastyczne skutki ich wprowadzenia w zakresie tzw. stref czystego transportu; 
  • wydruk i kolportaż wśród mieszkańców największych polskich miast ulotek informujących o zagrożeniach wynikających z tzw. stref czystego transportu;
  • działania edukujące i mobilizujące opinię publiczną (spotkania, konferencje, raporty, artykuły i nagrania wideo) na rzecz obrony podstawowych wolności i praw obywatelskich, szczególnie wobec zagrożeń wynikających z realizacji Agendy 2030 i implementacji zasad „zrównoważonego rozwoju”.

Wypełnij formularz:

Zapraszamy na fanpage akcji:

Koordynator prac ruchu społecznego: