Kraków bez mieszkańców? Moda na 15-minutowe miasta i alienacja władzy

Wykuwane na europejskich salonach pomysły likwidacji ruchu samochodowego i wprowadzania niby-ekologicznych eksperymentów najszybciej podchwytują urzędnicze elity dużych miast. Drugie pod względem liczby mieszkańców miasto w Polsce, czyli Kraków – kierowany przez lewicową ekipę rządzącą, jest papierkiem lakmusowym różnej maści postępowców, dążących do przesadzenia mieszkańców z prywatnych samochodów na rowery i hulajnogi. Otwarty w Krakowie front walki z samochodami oburza mieszkańców i właścicieli firm „wyciskanych” z miasta, ale nie budzi refleksji władz samorządowych. Ten problem dotyka nie tylko Krakowa, bo wizję „miast 15-minutowych” chcą naśladować inni samorządowi włodarze.

 

A minori ad maius

 

Podejście władz miasta Krakowa do małego fragmentu przestrzeni publicznej na Placu Wolnica, na zabytkowym Kazimierzu, przywołuje na myśl prawniczy termin a minori ad maius – „z mniejszego na większe”. Tutaj bowiem, wokół zagospodarowania niewielkiego skrzyżowania i zmiany organizacji ruchu samochodów w części krakowskiego Kazimierza, jak w soczewce skupiła się metoda zarządzania miastami wymyślana przez różnych „zielonych”, niby-ekologów i fanów nowoczesności, którzy uważają, że w walce o wyimaginowane cele klimatyczne można złożyć ofiary z wolności i praw obywateli.

– W związku z reorganizacją ruchu kołowego u zbiegu ulic Bocheńska, Mostowa, Bonifraterska, Plac Wolnica – oraz likwidacją funkcjonalnego małego ronda przy zbiegu tych ulic – zamknięto wjazd na ul. Mostową z ulicy Bocheńskiej oraz z Placu Wolnica, a w zamian postawiono zielniki w plastiku i na betonie… Zaskoczeni tym faktem, otrzymaliśmy informację, że projekt został wdrożony i wykonany na prośbę mieszkańców. Przeprowadziliśmy sondaż wśród mieszkańców ulicy i biznesów przy Bocheńskiej i żadna z osób o projekcie nie wiedziała, a tym bardziej nikt ich nie pytał o zgodę na tak poważną „zmianę ruchu” – czytamy w piśmie skierowanym przez mieszkańców krakowskiego Kazimierza i przedstawicieli działających tam firm do Miejskiego Inżyniera Ruchu oraz Zarządu Transportu Publicznego w Krakowie.

Deklarujący przywiązanie do demokracji włodarze miast o  lewicowych poglądach pozwalają na wybryki swoich służb, bawiących się w drogie eksperymenty za publiczne pieniądze, na siłę uszczęśliwiając tych, którzy w nowych rozwiązaniach nie widzą sensu ani celu. Wdrażany w Krakowie „Klimatyczny Kwartał”, przedstawiany jako „przełomowy projekt urbanistyczny”, w rzeczywistości okazuje się nieestetycznym i niepraktycznym bublem, oburzającym mieszkańców i komplikującym im życie.

A minori ad maius, z mniejszego na większe, albo może lepiej – „od rzemyczka do koniczka”, to ocena działania władz Krakowa, rzucających się w odmęty postępu bez oglądania się na wolę mieszkańców i firm, wyrzucanych de facto z centrum miasta. Mały kawałek Krakowa pokazuje, co czeka nas w dużej skali, jeżeli pozostaniemy bierni wobec kolejnych ograniczeń naszej wolności i naszych praw. Nie tylko w Krakowie, ale także w innych miastach. Aglomeracyjne eksperymenty są tylko zapowiedzią tego, co czeka każdego z nas.

 

Krakowski Kazimierz eksperymentalny

 

Zakusy na wprowadzanie innowacji komunikacyjnych, zmierzających do ograniczania komunikacji prywatnej i publicznej, to na krakowskim Kazimierzu nic nowego. Decyzją Rady Miasta Krakowa od 5 stycznia 2019 r. na sześć miesięcy ustanowiona tam została strefa czystego transportu, do której generalnie miały prawo wjeżdżać tylko pojazdy elektryczne, pojazdy napędzane wodorem, pojazdy napędzane gazem CNG, pojazdy mieszkańców (bez ograniczeń) oraz rowery. Już wówczas pojawiały się argumenty, że jest to gest w kierunku turystów i pieszych.

Po kilku latach przyszedł do głowy zarządzającym Krakowem eksperymentatorom nowy pomysł – tzw. strefa czystego transportu na obszarze całego miasta, a na krakowskim Kazimierzu „Klimatyczny Kwartał”. Nowocześnie brzmiący „Klimatyczny Kwartał” w praktyce okazał się kolejnym niewypałem podwawelskich speców od transportu, bawiących się w drogie projekty i nieciekawe rozwiązania za publiczne pieniądze.

 

Wymiar urzędniczy czy ludzki?

 

– Klimatyczny Kwartał to przełomowy projekt urbanistyczny, realizowany na obszarze Kazimierza oraz części Grzegórzek. Obejmuje działania dotyczące poprawy jakości przestrzeni publicznej, mobilności, zieleni oraz rewitalizacji. Klimatyczny Kwartał jest początkiem zmian w myśleniu, planowaniu i kształtowaniu przestrzeni publicznej naszego miasta. Ma to przede wszystkim odzwierciedlenie w integracji rozwoju obszaru i zmian infrastrukturalnych oraz projektów związanych z szeroko pojętym zagospodarowaniem przestrzeni i oczywiście jej jakością. Ważny, o ile nie najważniejszy, jest w tym projekcie wymiar ludzki wyrażany w budowaniu nowych więzi sąsiedzkich i mocniejszym dbaniu o już istniejące, zwiększaniu udziału tych, którzy na co dzień tam żyją i pracują w kształtowaniu ich otoczenia oraz wsparciu miasta w dążeniach do ww. zmian – czytamy na internetowej stronie Zarządu Transportu Publicznego, kierowanego przez znanego z kontrowersyjnych pomysłów dyrektora Łukasza Franka.

Dyrektor ZTP Łukasz Franek to jeden z ważniejszych ludzi w ekipie prezydenta Krakowa Jacka Majchrowskiego. Franek pozostaje na swoim stanowisku mimo mocnej krytyki m.in. za projekty zawężania pasów drogowych dla samochodów w celu tworzenia pasów dla rowerów oraz dezorganizację ruchu w mieście poprzez mnożenie dróg jednokierunkowych, zmuszających kierowców do krążenia po śródmieściu Krakowa.

Na ile pomysły przeszczepiane na grunt Krakowa mają swoje europejskie pochodzenie trudno ocenić, ale wiadomo, że dyrektor Łukasz Franek należy do European Metropolitan Transport Authority, czyli Związku Europejskich Metropolitalnych Zarządów Transportu – organizacji zrzeszających organizatorów transportu zbiorowego. Być może za krakowskie innowacje został dostrzeżony na europejskich salonach i w kadencji 2021-2023 został wybrany na członka zarządu EMTA.

Projekty krakowskiego Zarządu Transportu Publicznego, kierowanego przez Łukasza Franka wpisują się w „europejskie trendy” walki z prywatnymi samochodami i budowania miast 15-minutowych, które w praktyce niszczą struktury społeczne i ekonomiczne.

 

 

Przełom w świadomości mieszkańców?

 

– Obszar Klimatycznego Kwartału jest ograniczony ulicą Dietla, Grzegórzecką, Aleją Daszyńskiego i rzeką Wisłą. (…) Jednym z głównych założeń projektu jest urzeczywistnienie tzw. idei miasta 15-minutowego. Oznacza to, że spełnienie wszystkich potrzeb życiowych mieszkańców jest możliwe w bezpośrednim sąsiedztwie miejsca zamieszkania, bez konieczności odbywania zbędnych podróży na dłuższe odległości. Przykładowo chcąc zrobić codzienne zakupy, naprawić zegarek czy spotkać się ze znajomymi nasze cele podróży są blisko położone i dzięki temu można odbyć je pieszo lub rowerem – tak brzmią deklaracje spisane na internetowej stronie Zarządu Transportu Publicznego.

Z pięknie brzmiących opisów „Klimatycznego Kwartału” jeden z celów władze miasta już osiągnęły – integrację mieszkańców. Dla ścisłości dodajmy – integrację przeciw praktycznemu wymiarowi „Klimatycznego Kwartału” i dezorganizacji przez władze miasta ich życia prywatnego i zawodowego. Czarę goryczy przepełniła nowa organizacja ruchu i kolorowy „pasztet” postawiony na skrzyżowaniu u zbiegu ulic Bocheńskiej, Mostowej oraz Placu Wolnica. Ludzie nie mają nic przeciwko większej ilości zieleni, ładnym ławeczkom komponującym się z zabytkowym otoczeniem, ale nie godzą się na ograniczanie ich swobody korzystania z samochodów prywatnych i utrudnienia w ruchu, odstraszające klientów firm, które już upadły albo drżą o swoją przyszłość. Takich sytuacji jak w Krakowie, mamy w Polsce już niestety wiele.

 

15-minutowe miasto bez mieszkańców

 

Casus wprowadzania „nowoczesnych” rozwiązań na krakowskim Kazimierzu powinien być sygnałem ostrzegawczym dla mieszkańców innych miast w Polsce. Pod szyldem poprawy klimatu i jakości życia wprowadzono bowiem zmiany, których mieszkańcy nie mogą zaakceptować. Projekt „Klimatycznego Kwartału” oznacza dla nich bowiem olbrzymie utrudnienia w poruszaniu się samochodem i zafundowanie im – jak sami piszą do władz Krakowa – „zielnika w plastiku i betonie”. W wyniku protestów społecznych Tomasz Daros Radny Miasta Krakowa, przewodniczący Dzielnicy I Stare Miasto (Klub Radnych Platforma-Koalicja Obywatelska) zorganizował spotkanie zainteresowanych mieszkańców i przedsiębiorców z przedstawicielami służb miejskich, Urzędu Miasta Krakowa, Policji i Straży Miejskiej. W spotkaniu przygotowanym na 15 osób ostatecznie udział wzięło ponad 50 osób, a uwagi zgłaszane przez mieszkańców jednoznacznie wskazywały na kompletne rozminięcie się wizji urzędniczych z oczekiwaniami mieszkańców.

Odnosząc się do ograniczenia ruchu samochodów, wprowadzenia zakazów wjazdu i narzucenia ruchu jednokierunkowego mieszkańcy skarżyli się, że teraz muszą jeździć dodatkowo 2-3 km, aby wydostać się z Kazimierza na niektóre kierunki wyjazdu z miasta. Mieszkańcy zwracali też uwagę, że wbicie palików ograniczających wjazd na ulice uniemożliwia karetkom pogotowia szybki dojazd do szpitali na ulicach Skawińskiej i Trynitarskiej.

Uczestnicy spotkania nie pozostawili suchej nitki na reorganizacjach ruchu, w tym zawężania chodników, które są na rękę turystom i właścicielom ogródków kawiarnianych, ale nie mieszkańcom, a w samym mieście trwa „proces rugowania mieszkańców z Krakowa”.

Salwami śmiechu przyjmowano próby obrony nowego kwietnika – miejsca spotkań, który niedawno stanął w rogu pięknego Placu Wolnica.

– Nigdzie w Europie nie widziałem takiego rozwiązania, żeby na środku skrzyżowania zrobić punkt zborny dla meneli – stwierdził jeden z mieszkańców, a inny uczestnik spotkania uznał, że nowy sposób zagospodarowania skrzyżowania w rogu Placu Wolnica „uwłacza godności mieszkańców i samego placu”, który ma swoją historię. Na pytanie o cel nowej organizacji przestrzeni publicznej jeden z przedstawicieli służb miejskich stwierdził, że chodziło o to, by oddać tę przestrzeń pieszym i rowerzystom. Kim dla władz Krakowa są sami mieszkańcy, podsumował młody człowiek, stwierdzając, że Kraków będzie „15-minutowym miastem bez mieszkańców”.

Analizując trwającą już od dłuższego czasu dyskusję wokół okopywania się władz miasta Krakowa na stanowiskach przeciwnych opinii mieszkańców, a w szczególności przeciw właścicielom aut, łatwo zauważyć, że krakowski model autorytarnej eko-demokracji nie służy rozwojowi miasta, uderza w firmy i w samych mieszkańców.

Stawianie się władz samorządowych w nurcie zielonej rewolucji niestety sprowadza się do niszczenia więzi społecznych i ekonomicznych, a problem ten nie ogranicza się wyłącznie do Krakowa. Mamy przecież przykłady nieprzemyślanych i drogich decyzji w innych miastach, realizujących rozwiązania tylko z pozoru ekologiczne.

 

 

Strefy odejdą w zapomnienie?

 

Przypomnijmy, że w Krakowie, zamiast budować parkingi „Parkuj i Jedź” oraz obniżać ceny biletów w komunikacji publicznej władze miasta przyjęły uchwałę o ustanowieniu całego miasta tzw. strefą czystego transportu, rugującą docelowo ruch samochodów spalinowych i zasilanych gazem LPG (!). Chwilę później podniesiono ceny biletów do i tak dotowanej z publicznych pieniędzy komunikacji miejskiej.

Wbrew apelom i ostrzeżeniom obywateli oraz ruchów społecznych (w tym m.in. ruchu „Nie oddamy miasta”) samorząd Krakowa zdecydował się przeforsować ustanowienie tzw. strefy czystego transportu, nie robiąc analiz ekonomicznych skutków takiej decyzji. Tymczasem w Niemczech, które jeszcze niedawno podnosiły sztandary ograniczania wjazdu samochodów do miast, trendy są dzisiaj dokładnie odwrotne.

– Teraz doprowadza się do sytuacji, że przez miasta, które były niemieckimi pionierami stref czystego transportu, będzie można przejechać kopcącym gratem, a w polskich miastach właściciel takiego pojazdu będzie miał przypiętą łatkę truciciela. Zupełnie jakby jego stare auto miało bezpośredni wpływ na śmiertelność z powodu chorób związanych z niewydolnością układu krążenia i płuc w całej Europie. Niemcy na luziku stwierdzają, że stare auta już ich nie zadymią, a my – cali spięci – kosimy wszystko równo z trawą – czytamy na „Autoblogu”.

Coraz więcej wskazuje na to, że na zachodzie Europy dostrzeżono ekonomiczne absurdy radyklanych rozwiązań jeszcze do niedawna uznawanych za „święte”. Oby i w Polsce jak najszybciej nadszedł czas na refleksję i rozważne podejście do ekologii w powiązaniu z ekonomią. W przeciwnym przypadku nastąpi regres ekonomiczny i degradacja poziomu życia, nadal dalekiego od poziomu życia w państwach nawet niemyślących o zielonych rewolucjach.

Twoje auto nie wjedzie do „strefy”?
Nowe przepisy uderzą w Ciebie, Twoich bliskich lub firmę?

Napisz do nas – pomagamy osobom poszkodowanym szkodliwymi przepisami:

Wesprzyj naszą działalność

Ruch Społeczny „Nie Oddamy Miasta” chce normalności, sprzeciwia się łamaniu praw obywatelskich, niszczeniu wolności działalności gospodarczej i rozpadowi więzi społecznych.

Nasza działalność jest możliwa tylko dzięki darczyńcom.

Każdy datek wpłacany na rzecz Ruchu przeznaczamy na: 

  • kampanię informacyjną w przestrzeni internetowej, ujawniającą faktyczne regulacje i drastyczne skutki ich wprowadzenia w zakresie tzw. stref czystego transportu; 
  • wydruk i kolportaż wśród mieszkańców największych polskich miast ulotek informujących o zagrożeniach wynikających z tzw. stref czystego transportu;
  • działania edukujące i mobilizujące opinię publiczną (spotkania, konferencje, raporty, artykuły i nagrania wideo) na rzecz obrony podstawowych wolności i praw obywatelskich, szczególnie wobec zagrożeń wynikających z realizacji Agendy 2030 i implementacji zasad „zrównoważonego rozwoju”.

Wypełnij formularz:

Zapraszamy na fanpage akcji:

Koordynator kampanii Nie Oddamy Miasta: